Druga strona boiska

Uncategorized

Dwunastu umundurowanych policjantów przywoziło skutych kajdankami młodych graczy drużyny, której nikt nie kibicował, miała stary zużyty sprzęt, wysłużone hełmy i ochraniacze na rozgrywki meczowe. Wszystko to dlatego, że byli skazańcami w zamkniętej placówce więziennej o maksymalnym rygorze. Ich szkoła nie miała boiska, cheerleaderek ani żadnej nadziei na zwycięstwa. Cała sytuacja nie wyglądała ani fair, ani wesoło, jednak do pewnego momentu. Czasem wystarczy jeden człowiek, aby sytuacja mogła zadziwiająco się zmienić.

Kris Hogan, pewien trener o wielkim sercu z Teksasu wymyślił specjalny plan. Poprosił kibiców swojej drużyny, którą prowadził aby w meczu z więźniami przeszli na drugą stronę boiska i ten jeden raz kibicowali drużynie przeciwnej. Ponad 200 osób posłuchało jego apelu. Uformowali 40-metrową linię kibicowania. Namalowali wielki transparent z napisem: „Tornado! Do boju!”. Zasiedli na trybunach i nawet nauczyli się imion graczy swojej nowej drużyny, żeby ich dopingować. Więźniowie słyszeli już w swoim życiu ludzi krzyczących ich nazwiska, ale nigdy w taki sposób.

Po meczu oba zespoły zebrały się na środku boiska, żeby odmówić modlitwę. Jeden z więźniów poprosił, czy mógłby ją poprowadzić. Trener Hogan zgodził się, choć nie wiedział czego może się spodziewać. „Panie – rozpoczął młody człowiek – nie wiem, jak to się stało, a więc nie wiem, jak mam Ci podziękować, ale w życiu nie przypuszczałem, że na świecie istnieje tylu ludzi, którym może na nas zależeć”.

Tymczasem kibice jeszcze nie skończyli. Po meczu czekali na „swoich” graczy przy autobusie czekającym na nich, żeby dać jeszcze każdemu jakiś mały prezent na pożegnanie – hamburgera, frytki, colę, Biblię, list z dobrym słowem i dużo, dużo radości i oklasków. Kiedy autobus opuszczał parking, gracze patrzyli przez okna, zastanawiając się, co się właściwie wydarzyło.

Ta prawdziwa historia jest jedną z moich ukochanych.

Za każdym razem gdy o niej sobie przypominam mam ochotę skrzyknąć grupę specjalistów od niszczenia uprzedzeń, od wiary w ludzi, od przełamywania murów, które tak często dzielą ludzi.

Jakie są potrzebne do tego narzędzia? Kochające serce i wszystko to, co pomoże zakomunikować: „Ciągle się liczysz”, „Jesteś dla kogoś ważny”.

Nie trzeba sięgać daleko aby widzieć dookoła wznoszące się mury podziałów. Wystarczy włączyć komputer, wejść na portale społecznościowe, posłuchać ludzi na ulicy.

Smutny to widok. Łamiący moje serce. Człowiek przed człowiekiem murem.

A jakie mury dzielą Twój świat? Stoisz po jednej stronie… kto jest po drugiej?

Zaczyna się od drobiazgów. Starszy człowiek, którego zapach mi nie odpowiada, a może nastolatek o nietypowym wyglądzie. Ktoś komu lepiej się powodzi ode mnie… Obcokrajowiec niekoniecznie z Ameryki…. A może ktoś po drugiej stronie politycznych podziałów….

Chciałabym ogłosić nabór do szkoły o specjalizacji: burzący mury.

Tyle odrzucenia, niechęci.

Taka jest rzeczywistość.

Ale to ja mogę ją kształtować i mogę zacząć od siebie. Od wyciągania ręki na przywitanie, od uśmiechu, od dobrego słowa, od tego aby stanąć w obronie, aby burzyć mur cegła po cegle.

Aby potrafić przejść na drugą stronę boiska.

A wtedy na Twoich oczach upada mur. Dobro zwycięża.

A do tego wystarczy jedno serce. Twoje.