Lance Armstrong, uważany za jednego z najlepszych kolarzy świata, w momencie swojej szczytowej formy, gdy wygrywał z innymi, zachorował na raka jądra. Pojawiły się przerzuty do płuc, rokowania były złe. Zachowywał jednak w tym wszystkim pozytywną postawę pomimo, że odczuwał ostry ból, kasłał krwią, nie tracił ducha walki. Wtedy lekarze wykryli u niego raka mózgu. Ludzie z guzem mózgu żyją krótko. Przeszedł operację mózgu i usunięcie jądra. Potem przeszedł chemioterapię. Lekarze dawali mu 50% szans na przeżycie.
Po terapii gdy było już wiadomo, że zakończyła się sukcesem, jeden z lekarzy przyznał, że jeszcze nigdy nie widział tak ciężkiego przypadku i dawał mu 3% szans na przeżycie. Mimo tych wszystkich przejść Armstrongowi udało się zachować pozytywne nastawienie. Wygrał Tour de France pięciokrotnie.
Wierzył, że „jedynym lekarstwem na strach jest nadzieja”. Zdawał sobie sprawę z tego, że jego atutem jest pozytywna postawa i tak ją komentował:
„Bez wiary nie zostałoby nam nic i każdego dnia pochłaniałaby nas otchłań. A ona pokonuje człowieka. Dopiero dzięki nowotworowi w pełni zdałem sobie sprawę, że każdego dnia walczymy z ogarniającym nas negatywizmem i każdego dnia hamujemy cynizm. NAJWIĘKSZYM ZAGROŻENIEM DLA ŻYCIA SĄ NIE CHOROBY ANI MILENIJNE KATAKLIZMY, LECZ ROZGORYCZENIE I UTRATA DUCHA.”